rodziceadopcyjni
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.
rodziceadopcyjni

adopcja, adopcja ze wskazaniem, rodzice adopcyjni i inne zagadnienia dotyczace adopcji, to tez miejsce dla mam biologicznych nie tylko przed ale i po adopcji
 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Jeden glos w sprawie adopcji

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 32
Join date : 26/03/2008
Age : 39

Jeden glos w sprawie adopcji Empty
PisanieTemat: Jeden glos w sprawie adopcji   Jeden glos w sprawie adopcji Icon_minitimeNie Kwi 13, 2008 3:27 pm

Cytat :

Mam Prawo 3 (32) grudzień 2005

Jeden glos w sprawie adopcji 8
Jeden glos w sprawie adopcji 10






Jeden głos w sprawie adopcji



Poniżejprzytaczamy
fragmenty listu otwartego, który jest w całosci zamieszczony na stronie
internetowej organizacji Katolicy na rzecz Wolnego Wyboru (www.cath4choice.org).
Zanim Mary Jean Wolch, autorka listu, zdecydowała się go napisać,
zwróciła się - również listownie - do swoich znajomych, z którymi
chciała podzielić się swoimi doświadczeniami, doświadczeniami
biologicznej matki, która oddała dziecko do adopcji. Przytoczony
poniżej list zaadresowała do księdza ze swojej parafii, który, w
odpowiedzi na jej pierwszy list podziękował za jej otwartość, dał wyraz
swoim poglądom obrońcy życia i poprosił o to, by napisała szerzej o
swoich odczuciach. Mary Jean Wolch zdecydowała się upublicznić swoją
odpowiedź na jego list.



List otwarty

Wielebny Ojcze,

Po
ponad dziesięciu latach od urodzenia dziecka ból związany z tym
doświadczeniem tak bardzo przybrał na sile, że w ubiegłym roku
całkowicie zdeterminował moje życie. Uświadomił mi, że czas już
podzielić się z Księdzem, a także z innymi - tymi, którzy wiedzą o
moich przeżyciach i tymi, którzy o nich nie wiedzą - co to znaczy żyć
po utracie dziecka oddanego do adopcji i jak głęboko to doświadczenie
odmieniło moje życie.


Nie
rozmawiałam z Ojcem o tym wcześniej, bo wiem, jak silnie opowiada się
Ksiądz za ochroną życia. Z obrońcami życia o doświadczeniach
biologicznej matki rozmawia się najtrudniej. Ich podejście do tego jest
tak odległe od rzeczywistości, że dyskusja bywa często niemożliwa.
Dlatego dziś odpowiadam na Księdza pytania i komentarze.


Miałam
23 lata. Byłam studentką i bardzo aktywną katoliczką. Chodziłam na
msze, działałam w duszpasterstwie akademickim, pomagałam organizować
wydarzenia religijne i należałam do grupy czytającej Pismo Święte.
Wierzyłam, że życie zaczyna się od poczęcia. Byłam przekonana, że
adopcja jest lepszym rozwiązaniem niż aborcja. Wierzyłam w to, bo tak
mówił Kościół, a Kościół posiadał prawdę, mówił prawdę i był dla mnie
całą prawdą.


I
ja - ta "dobra katoliczka" - zaszłam w ciążę. Nagle zyskałam nową
świadomość, zdałam sobie sprawę, co to oznacza dla kobiety. Zaczęłam
doświadczać tego, o czym nie mówi się z ambony. Był to dla mnie okres
ogromnego lęku i rozpaczy. Modliłam się żarliwie "Boże, pomóż mi przez
to przejść". Urodzenie dziecka to sprawa poważna. Obrońcy życia, którzy
używają słowa "wygoda" w odniesieniu do decyzji kobiet z tym związanych, dyskredytują
to jedno z najważniejszych w życiu wydarzeń. Musiałam przeanalizować
swoje życie, skonfrontować marzenia i nadzieje z realnymi możliwości.
Musiałam przemyśleć swoją sytuację finansową, uwzględnić swój stan
cywilny, zdrowie, wsparcie ze strony rodziny lub jego brak, ostracyzm
ze strony mojej społeczności, a także wpływ, jaki ciąża i dziecko wywrą
na moje zatrudnienie i wykształcenie. Podejmując decyzję musiałam
rozważyć możliwe rozwiązania, tak jak je wtedy - słusznie lub nie -
postrzegałam.


W
wyniku oceny dokonanej w ten sposób kobiety tracą dzieci oddając je do
adopcji. Obrońcy życia głoszą wtedy, że te decyzje są odważne, wolne od
egoizmu i powodowane miłością. Jeśli jednak, na skutek tej samej oceny
sytuacji, kobieta zdecyduje się przerwać ciążę, to te same przecież
powody zostają uznane za "pretekst". Rzadko kiedy zauważa się, że w obu
przypadkach są to decyzje wymuszone. Nie dostrzega się lęku, rozpaczy i
bezsilności, które im często towarzyszą.


Nie
zdecydowałam się przerwać ciąży, ponieważ wierzyłam, że byłoby to z
mojej strony hipokryzją, po tym, jak nieprzejednanie odmawiałam tego
prawa innym kobietom. Zawsze wierzyłam, że Jezus nienawidzi hipokryzji
bardziej niż grzechu. Być może dałabym komuś innemu prawo do zmiany
poglądów, ale nie sobie samej. Poza tym kochałam ojca dziecka, i choć
była to może miłość niedojrzała, czułam się z dzieckiem związana.
Wiedziałam, że z powodu ciąży nie wyrzucą mnie ze szkoły. Starałam się
postąpić dobrze i zgodnie z tym, co zawsze słyszałam - postanowiłam:
urodzę i oddam dziecko do adopcji.


Podczas
ciąży z osoby silnie antyaborcyjnej stałam się taką, która nie
potrafiłaby już powiedzieć innej kobiecie, jaką powinna podjąć decyzję.
Zmiana moich przekonań nie była po prostu przejściem z jednej pozycji
na drugą. To był bolesny proces rozszerzania się moich horyzontów w
miarę tego, jak przechodziłam przez swoje doświadczenie. Ciągle
powtarzałam w myśli "A więc to tak wygląda...". Mieszkałam w akademiku
w kampusie. Gdy ciąża zaczęła być widoczna, przychodziły do mnie
kobiety i rozmawiałyśmy. Opowiadały o swoich aborcjach; jedna z nich
głodówką i ćwiczeniami wywołała poronienie. Żadna z nich wcześniej
nikomu o tym nie mówiła. Podjęłam inną decyzję niż one, ale mimo to
rozumiałyśmy się nawzajem. Wiedziałyśmy, co to znaczy podejmować taką
decyzję. To zrozumienie pozwalało nam się wspierać.


Narodziny
córki były najmocniejszym i najradośniejszym wydarzeniem w moim życiu.
Toczyłam ze sobą walkę w sprawie adopcji. Zwlekałam z podpisaniem
dokumentów zrzeczenia się praw do córki i chodziłam do katolickiego
sierocińca, by ją potrzymać i nakarmić. W końcu dążenie do zatrzymania
dziecka zostało pokonane przez ogromne poczucie wstydu i bezsilności,
przez moje głębokie przekonanie, że byłoby nie w porządku wrócić do
rodziców z dzieckiem, a także przez religijne wychowanie, zgodnie z
którym adopcja była właściwą decyzją.


Oddanie
dziecka do adopcji jest dobrym rozwiązaniem dla Kościoła przeciwnego
aborcji, dla pary pragnącej zaadoptować dziecko. Mam nadzieję też, że
zaspokaja potrzeby dziecka. Jednak dążąc do tego, co najlepsze dla
dziecka, agencje adopcyjne i ludzie zajmujący się matkami biologicznymi
zupełnie zapominają o ich seksualności i samoocenie, a więc o tych
kwestiach, które przyczyniły się do tego, że znalazły się w takiej
sytuacji. Matki biologiczne wychodzą z tego doświadczenia i z tych
placówek bardziej pokiereszowane niż przedtem. Ich psychika zostaje
zraniona na całe życie - poniosły stratę, o której większość nie może
nawet mówić. Gdy żyje się w ciągłym bólu, poczuciu wyobcowania i
opuszczenia, nietrudno popełnić w błąd. Tak było w moim przypadku.


Sześć
miesięcy po tym, jak na zawsze utraciłam dziecko, znów byłam w ciąży.
Moje życie emocjonalne i duchowe po stracie córki było w kompletnej
ruinie - na to nikt mnie nie przygotował. Przez lata słuchałam o
emocjonalnej i duchowej traumie po aborcji, ale nikt nigdy mi nie
powiedział, że to samo dzieje się z matkami biologicznymi. W jakiś
sposób decyzja "na rzecz życia" miała rozwiązywać ten problem.
Wiedziałam, że nigdy już nie zdecyduję się na oddanie dziecka do
adopcji. W ósmym tygodniu ciąży podjęłam decyzję o jej przerwaniu.


To
stało się jednym z najgłębszych przeżyć duchowych w moim życiu. Trzy
dni przed terminem wizyty usiadłam i zaczęłam się modlić. Prosiłam
Boga, by usiadł po mojej lewej stronie i duszę dziecka, by siadła po
prawej. Przed nimi wylałam cały swój ból i smutek. Przyznałam się do
błędu, jakim był seks bez zaangażowania. Opowiedziałam im o swojej
córce i okropnym bólu związanym z jej stratą. Powiedziałam duszy
dziecka, że nie mogę teraz znów przez to przejść i powiedziałam, jak
bardzo tego żałuję. Wzięłam na siebie odpowiedzialność za decyzję o
przerwaniu ciąży i poprosiłam oboje o wybaczenie. I zdarzył się cud:
wiedziałam, że właśnie mi wybaczono. Doświadczyłam bezwarunkowej
miłości i zmiłowania mojego Stwórcy w sposób, którego wcześniej nie
zaznałam. Spokój, który nadszedł wraz z tym przeżyciem, towarzyszył mi
przez zabieg i zawsze potem. Takiego spokoju nie zaznałam nigdy po
oddaniu dziecka.


Po
tych doświadczeniach przestałam chodzić na msze w intencji ochrony
życia. Ciężko mi było zrozumieć modlitwy i żałobę Kościoła tylko po
nienarodzonych na skutek aborcji - nie odnosił się w ogóle do płodów
utraconych w wyniku samoistnych poronień w drugim, trzecim, czwartym
miesiącu, a czasem i później. Żadnych pogrzebów, świadectw zgonu,
wzmianek w biuletynach. Jeśli kobieta poroni we wczesnym etapie ciąży i
nie przeżyje tej straty zbyt głęboko, nikt nie uważa tego za odstępstwo
od normy. Czy szanuje się ból kobiety rozpaczającej po bardzo wczesnym
poronieniu?


Gdy obrońcy życia mówią matkom biologicznym "ciesz się, że nie miałaś aborcji, bo to prawdziwe piekło", zazwyczaj nie posługują się własnym doświadczeniem. Ból
jest bólem. Nie jestem zadowolona, że przerwałam ciążę, ale mój ból z
tym związany nie może się równać z bólem, jaki odczuwam po adopcji.
Oczywiście nie każda kobieta przeżyje to samo. Jednak kobiet, które
znam i które doznały niszczącego poczucia straty po aborcji, jest
niewiele w porównaniu z tymi, które doświadczyły tego po adopcji.


Pytał
ksiądz, czy słyszałam o Projekcie Rachel. Tak, słyszałam. Zastanawiam
się, dlaczego adresowany jest tylko do kobiet, których traumatyczne
przeżycia wiążą się z aborcją. Grupa do której ja należę - katolickich
matek biologicznych - została zupełnie pominięta. Czy ta pomoc ma
naprawdę służyć leczeniu ran, czy jest celem drugorzędnym wobec
politycznych i społecznych planów Kościoła? Uważam, że Kościół
częściowo przyczynia się do traumatycznych przeżyć po aborcji
doświadczanych przez katolickie kobiety, przez to, że czyni z
przerwania ciąży tak poważne przestępstwo, iż nie można o tym przeżyciu
nawet mówić, chyba, że występuje się z pozycji obrońcy życia.


Cóż
Kościół oferuje nam, rodzicom biologicznym? Jest wiele rodzajów
dramatycznych doznań straty, związanych z ciążą i urodzeniem dziecka.
Aborcja jest tylko jednym z nich. Adopcja, urodzenie martwego dziecka,
poronienie, niepłodność - to niektóre z pozostałych.


Wierzę,
że Bóg ufa, iż kobiety potrafią podejmować dobre decyzje dotyczące
swojego życia i że kocha nas bezwarunkową miłością, nawet jeśli nam się
to nie uda. Jako ksiądz optujący za adopcją, musi Ojciec uznać potrzebę
zapewnienia długoterminowego poradnictwa rodzicom biologicznym
przeżywających ból po oddaniu dziecka do adopcji, utworzenia grup
wsparcia i zmiany praktyki towarzyszącej adopcji.


Skróciła i tłumaczyła: Aleksandra Solik





Jeden glos w sprawie adopcji Gora
Powrót do góry Go down
https://rodziceadopcyjni.forumpolish.com
 
Jeden glos w sprawie adopcji
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Artykuly dotyczace adopcji
» Jak rozmawiac z dzieckiem o adopcji

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
rodziceadopcyjni :: Adopcja :: Cos dla przeciwnikow adopcji ze wskazaniem i adopcji przez internet-
Skocz do: